poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 7 ,,Miłość nie zawsze jest prosta"

Strasznie długo mnie nie było. No, ale wróciłam z nowym rozdziałem. Niestety te wakacje przysporzyły mi dużo problemów rodzinnych. A zresztą nie ważne. Zmieniłam też coś. Zaczęłam pisać w czasie przeszłym. Jest to o wiele wygodniejsze.Przepraszam za utrudnienia. Mam nadzieję, że nowy rozdział się spodoba!
Czytasz=komentujesz!
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^


 - Wiem wszystko. Kochasz mojego syna.- mówi.
 - Skąd?- pytam zdziwiona.
 - To widać- wzrusza ramionami. Zapada chwila ciszy.
 - Chce żebyś obiecała mi, że mu tego nie powiesz. To by go rozproszyło…- powiedziała załamującym się głosem.
***
Biegnę do Rogu Obfitości. Łapię łuk, kołczan i przypinam sobie pas z nożami. Kiedy się odwracam widzę, że biegnie do mnie Kornelia. Rzuca nóż. Robię unik. Instynktownie łapię za strzałę i celuję w nią. Dostała prosto w serce. Patrzę na lewo. W moją stronę leci topór. Robię szybki unik, ale nie wiem kto go rzucił. Obok mnie przebiega jakaś dziewczyna z plecakiem. Chwytam najmniejszy nóż i rzucam. Jest ranna w skroń. Upadła. Widzę że nadal żyję. Z ciała czternastolatka z trójki wyciągam miecz. Wolno podchodzę do dziewczyny, która próbuje się podnieść. Wbijam ostrze w jej nogawkę tuż obok nogi.
 - Dokąd się śpieszysz? – pytam nienaturalnym głosem. Dziewczyna wiję się, próbuję uwolnić. Nie daję jej szansy. Szybko klękam jej na brzuchu w brutalny sposób.
 - Ostanie życzenie? – Milczy. Widzę w jej oczach strach. Wyjmuję kolejny nóż z mojego pasa. Przykładam jej  do gardła. Lekko przejeżdżam narzędziem po jej gardle.
 - Chyba nie sądziłaś że masz szanse ze mną wygrać?- Kolejne pytanie na które nie dostaję odpowiedzi. Wolnym Gestem wbijam w nią nóż.  Dziewczyna chce krzyczeć. Zakrwawioną ręką zasłaniam jej usta.
 - Ciii.. Nie krzycz. I tak nikt Ci nie pomoże.- Szybkim ruchem wyciągam jej mój miecz z nogawki.
 - Urodziłaś się by zabijać Amando. Urodziłaś się by zabijać. – Słyszę w myślach nieustanny głos mojego ojca.
***
 - Wiem wszystko. Kochasz mojego syna.- mówi.
 - Skąd?- pytam zdziwiona.
 - To widać- wzrusza ramionami. Zapada chwila ciszy.
 - Chce żebyś obiecała mi, że mu tego nie powiesz. To by go rozproszyło…- powiedziała załamującym się głosem.

***

Obudziłam się zlana zimnym potem. Przy mnie leżał nadal śpiący Chris. Zaczęłam, się zastanawiać w jaki sposób znalazłam się z nim u mnie w pokoju. Nagle wspomnienia runęły na mnie jak grom z jasnego nieba. Wczoraj wyznał mi że mnie kocha. Po tym incydencie pojechaliśmy na górę. Pamiętam, że chciał iść do swojego pokoju, ale przyciągnęłam go do siebie i… No tak…. Wszystko stało się jasne.
Poszłam się odświeżyć. Pod prysznicem przypomniały mi się moje sny…  

  ,,- Urodziłaś się by zabijać Amando. Urodziłaś się by zabijać.”
,,- Chce żebyś obiecała mi, że mu tego nie powiesz. To by go rozproszyło..”
Muszę porozmawiać o tym wszystkim z Chrisem. Wyszłam z łazienki ubrana w szlafrok. Mój CHŁOPAK jeszcze spał, więc postanowiłam ubrać się tutaj. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Chris otworzył oczy.
 - Witaj piękna. -  powiedział na powitanie.
 - Hej.
- Jestem wielkim szczęściarzem, że Cię mam. Kocham Cię i nigdy nie opuszczę. – Łza zakręciła mi się w oku.
 - Wiesz że to kłamstwo. Za trzy tygodnie jedno z nas.. albo dwoje… No…. – Chris położył mi palec na ustach.
 - Nie. Obiecuję Ci że wygrasz te Igrzyska. Za wszelką cenę. ZA cenę mojej śmierci.
 - NIE POZWOLĘ CI NA TO!!!!! WIESZ ŻE BARDZIEJ POTRZEBUJESZ WYGRANEJ!! TWÓJ OJCIEC! – zaczęłam krzyczeć. Wstałam oburzona. Patrzył na mnie spokojnym wzrokiem. Wstał. Wziął mnie za ręce. Był wysoki, żeby patrzeć mu w oczy musiałam zadzierać głowę do góry.
 - To nie jest ważne. Chcę abyś żyła. Moje życie bez Ciebie nie ma sensu. Kochałem się w Tobie od kiedy Cię poznałem. Pamiętam ten dzień. To było rozpoczęcie pierwszego roku w Akademii. Stałaś obok mnie razem z Maxem. Myślałem że jesteście razem, ale odeszłaś od niego, chyba się pokłóciliście. Podszedłem do Ciebie. Przedstawiłem się i zaprosiłem na spacer, ale wtedy podszedł Max. Pocałował Cię w policzek i przeprosił. Szybko odszedłem. Potem to ty się pierwsza odezwałaś i tak się zaprzyjaźniliśmy, ale zawsze byłem pewny, że kochasz Maxa, dlatego postanowiłem Ci nic nie mówić o moich uczuciach. Teraz żałuję. Gdybym wiedział że czujesz to samo do mnie nie zgłosiłbym się na te same pieprzone Igrzyska co ty. Poszedłbym  rok później,. Przepraszam Cię. Nie chciałem żeby tak to wyszło. Kocham Cię i nie chcę Cię stracić. Może uciekniemy?
 - Jesteś kochany, ale wiesz że to nie jest możliwe. Musimy sobie z tym poradzić.- Stanęłam na palcach i go pocałowałam. Zrozumiałam, jak mało czasu nam zostało. Przy najlepszym szczęściu trzy tygodnie. Płakałam. Chris musiał to poczuć bo odsunął usta od moich, ale ja ciągle płakałam. Patrzyłam mu w oczy i płakałam.
 - Jesteś miłością mojego życia Christopherze Blake. Nigdy nikogo tak nie pokocham i nie wierzę, że nasza miłość jest tyko młodzieńczym zauroczeniem. Chce być z Tobą do końca mojego życia, chciałabym się z Tobą zestarzeć u boku gromadki dzieci, ale jeśli to nie jest możliwe, To nie chcę żyć. – Zobaczyłam w jego oczach bezradność. Przytulił mnie, ale nie był to uścisk dwójki przyjaciół tylko dwóch zakochanych osób.
 - Będziesz żyć. Znajdziesz sobie męża, który zasługuje na Ciebie i to z nim będziesz miała dzieci, z nim się zestarzejesz. – Nie dał mi dojść do słowa. Pocałował mnie. Do pokoju wpadł Simon.
 - No! Tu jesteś! Ile Cię można szukać Chris? Przecież miałeś… O! Widzę że przychodzę nie w porę. – Powiedział ironicznym głosem. Szybko odskoczyłam od mojego współtowarzysza.
 - Amanda za pół godziny w jadalni a Romantyk za 15 minut u mnie. – zakomunikował i wyszedł.  
 - Hmm… To ja może pójdę się odświeżyć i przebrać? – mruknął Chris i również skierował się w stronę drzwi. Kiedy wyszedł łzy same znalazły ujście z moich oczu. Pomyślałam, że przydałby mi się ktoś  komu mogłaby się wypłakać. Max! On z pewnością by mnie zrozumiał. Na wspomnienie mojego przyjaciela zachciało mi się krzyczeć. Wzięłam poduszkę i przycisnęłam ją do twarzy. Jaka ja byłam głupia. Powiedziałam mu, że go kocham, a teraz spędziłam noc z Chrisem! Przecież nie istnieje gorsze kłamstwo! Co ja mam zrobić? To jest horror! Najlepiej by był gdybym zginęła na arenie. Umarłabym i po problemach, nie musiałabym się martwić ani o siebie, mojego ojca, Maxa i Chrisa. Kocham ich. Tylko każdego inaczej. Max był moim przyjacielem nic więcej. Kocham go jak brata. Chrisa darzę sympatią od kiedy pamiętam. Chcę być z nim, ale to jest nie możliwe.. Usłyszałam nieśmiałe pukanie. Nie miałam ochoty na rozmowy. Chciałam siedzieć i płakać.
 - Czego?!- krzyknęłam.
 - Chce porozmawiać. – usłyszałam odpowiedzieć, ale nie poznałam głosu. – Podeszłam do drzwi, za nimi stała Jacqueline.
 - Jackie?- zapytałam ze zdziwieniem.
 - Hmm… Tak. Jeśli Ci przeszkadzam to przyjdę kiedy indziej… - Fakt. Nie chciałam ględzić o bzdetach, takich jak: fryzury, jedzenie, operacje plastyczne… Ale coś kazało mi odpowiedzieć: ,,Wejdź”. Usiadłyśmy na łóżku, a moja towarzyszka podjęła temat :
 - Piękna dzisiaj pogoda. – spojrzałam na nią wymownie. Obydwie wiedziałyśmy, że nie przyszłą gadać o pogodzie, o makijażach owszem, ale na pewno nie o pogodzie.
 - Hmm.. Denerwujesz się treningiem? – Znów to samo spojrzenie.
- Okay. Niech Ci będzie. – zaczęła mówić szeptem.- Jak już pewnie się domyśliłaś, wiem o wszystkim. Razem z Simonem jesteśmy prawie pewni, że w waszych pokojach nie jesteście podsłuchiwani i nagrywani, ale kiedy tylko wychodzicie z swoich sypialni włączają się czujniki i jesteście automatycznie śledzeni, dlatego razem z Chrisem w swoich pokojach możecie robić co chcecie, ale kiedy wychodzicie z nich musicie udawać twardych zawodowców. Tym bardziej jeśli spędzacie ze sobą… noc. Kiedy on od Ciebie wychodzi, najlepiej by było gdybyście żegnali się uściskiem dłoni po za pokojem. Simon ma rozmawiać o tym z Chrisem.
 - Dlaczego mamy ukrywać naszą miłość?
 - Dla własnego dobra. Jeżeli Kapitol dowie się o waszej sympatii oboje umrzecie pierwszego dnia Igrzysk. Wasz dystrykt okryje się hańbą, kiedy to nastąpi nie wiadomo jak Kapitol zareaguje. Możecie mieć poważne kłopoty, wy i wasze rodziny, przyjaciele… wszyscy. Proszę Cię pamiętaj o tym i uważaj na swoje zachowanie. Odprowadź mnie do drzwi i powiedz coś na pożegnanie jakby to była zwykła rozmowa o byle czym. – Zrobiłam jak mi kazała. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Jackie przeszła przez nie.
 - Dziękuje Ci za porady kochana. Jesteś cudna. Za pięć minut przyjdę na śniadanie. – powiedziałam milutkim głosem. Przytuliłam ją. Zakryłam usta jej włosami i cicho wyszeptałam: ,,Będę uważać”.

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 6 Trudna noc

Hej! :)
Po raz kolejny muszę Was przepraszać, że tak długo nie było rozdziału, ale po raz kolejny wystawianie ocen mnie przytłoczyło. Całe szczęście już po wszystkim. Teraz na pewno będę dodawać posty regularnie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
Czytasz=komentujesz
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^



 - Amanda! Amanda! – Słyszę krzyk. Otwieram oczy. To Simon.
 - Co jest? – pytam z rozdrażnieniem
 - Pora wstać. Czas na Twoją karę.  – patrzę na zegarek. Spałam zaledwie 30 minut.
 - To cudownie. Mógłbyś już wyjść? Chciałabym się odświeżyć.
 - Za 15 minut w salonie. – odparł i wyszedł. Hmm…. Był spokojny. Coś tu jest nie tak. Nie powinien być na mnie zły?
Wstałam z łóżka i poszłam do toalety. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam krótkie, czarne spodenki i białą koszulkę na ramiączkach. Właśnie miałam wychodzić kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. To Jacqueline. Co ona tu robi?
 - Przyszłam się przywitać. -  powiedziała. – Zaraz. Ty chyba nie idziesz w tym?
 - A w czym mam iść? Przecież będę ćwiczyć!  Mam odbyć karę. Tą pieprzoną karę, którą dostałam za to że nie mogłam spać.
- Ach… No tak… Zapomniałam… To powodzenia.- powiedziała i wyszła.
Kurde co się tu dzieje!!! Wszyscy zachowują się jakby coś się stało? O czym nie wiem?
Zdenerwowana wychodzę z pokoju i idę do salonu. Ca oni sobie myślą? I tak się wszystkiego dowiem. Wchodzę do pokoju dziennego i siadam na kanapie. Wchodzi Simon i Chris.
 - Załatwiłem Wam wyłączność na ośrodek szkoleniowy. Amanda – Simon spojrzał na mnie. – Zaczynasz od rozgrzewki, a potem przechodzisz do KAŻDEJ stacji po kolei. Omijając przystanki z wskazówkami przetrwania.  I pamiętaj żądnej przerwy.
 - Tak, tak. Idziemy Chris? Tylko szybko zanim zemdleje po drodze ze zmęczenia. – Oczywiście to nieprawda. Mój ojciec nie pozwalał mi spać przez tydzień. To część treningu. – Chris robi co mu mówię i wchodzimy razem do windy. Zjeżdżamy na odpowiednie piętro.
Chcę zacząć rozgrzewkę. Bez słowa zaczynam bieg w miejscu.
 - Am. Zaczekaj. -  mówi Chris i łapię mnie za rękę. Zatrzymuje się.
 - Co się stało?
 -  Chciałem pogadać.
 - Wybacz , ale to nie najlepszy pomysł. – Byłam zbyt zdenerwowana na pogaduszki. Po za tym bałam się. Po raz pierwszy w życiu opanował mnie strach. Nie wiem, czy chciałabym z nim gadać. Znaczy się, chcę i to bardzo. Chcę żeby był zawsze blisko mnie. Żeby nie puszczał już mojej ręki. Ech…
 - Tak wiem, Twoja kara. Dobrze, ale obiecaj mi, że kiedy będziesz chciała zrobić przerwę ja Ci na to pozwolę i wtedy pogadamy. – Kiwam głową na znak zgody. Zaczynam ćwiczyć… najpierw 15 minutowy bieg w miejscu, potem tyle samo pajacyków, potem pompki. Trzy serie po 100. Na koniec 500 brzuszków. Podchodzę do pierwszego stanowiska – rzucanie nożami.  To dobry moment na przećwiczenie mojego numeru na pokaz indywidualny. Patrzę co robi Chris. Siedzi na podłodze przy ścianie uważnie patrząc na mnie. Kiedy kończę mój pokaz on zaczyna bić brawo.
 W ogóle się nie zmęczyłam, ale jestem strasznie ciekawa o czym chce ze mną pogadać mój przyjaciel.
 - Okej. Co powiesz na małą przerwę? – pytam, siadając obok niego na podłodze. Czuję, że nasze ramiona stykają się. 
Po chwili niezręcznej ciszy, Chris siada na przeciwko mnie.
 - Am. Na początku chciałem Cię przeprosić.
 - Mnie? Ale za co?
- Bo… - wziął głęboki oddech.- To moja wina, że masz tą karę.
 - Jak to?... Przecież to Simon mnie przyłapał nie ty. - mówię przestając go rozumieć…
  - To jest nie do końca prawda… Tamtej nocy, chciałem iść do… Ciebie, ale kiedy wszedłem do Twojego pokoju, nie było Cię… Wystraszyłem się. Bałem się, że coś Ci się stało. Pobiegłem do pokoju Simona i opowiedziałem co się stało. On przyjął to spokojnie, powiedział mi, że wie gdzie jesteś. Odesłał mnie do pokoju….
Po raz kolejny tej nocy zapadła niezręczna cisza.
 - Dobrze… Koniec przerwy. Trzeba wrócić do treningu, bo jeszcze komuś doniesiesz o tym, że zrobiłam czas wolny.
 - Ale jak to? – nie patrzyłam na niego tylko szłam do stanowiska z łukiem. Muszę to sobie przemyśleć.  Zaczęłam strzelać, oczywiście zawsze trafiałam do celu. Po chwili, coś do mnie dotarło. Nie odkładając łuku i kołczanu podeszłam kawałek do Zdrajcy, ale nie szablisko, żebym mogła trafić prosto do celu. Kiedy to zobaczył podniósł się.
 - Am,  przepraszam nie chciałem. To tylko…. – Zaczął mówić. Wycelowałam w niego strzałę. Momentalnie zamilkł.
 - Interesuje mnie tylko jedno Donosicielu. Po co byłeś u mnie w pokoju?! – Powiedziałam nadal celując.
 - Żeby porozmawiać.- powiedział bez cienia lęku w głosie.
 - O czym?!
 - Yyy….
 -Pytam się po raz ostatni!! O czym chciałeś ze mną porozmawiać?!
 - Możesz najpierw odłożyć broń?
 - Wiesz co? Palce mi drętwieją, zaraz strzała może mi się wymknąć.
 - JASNE. Strzelisz do mnie?
 - Jeśli będę do tego zmuszona!
 - To zobaczymy. – Zaczął do mnie podchodzić.
 - Nie zbliżaj się! – Nie słuchał nadal podchodził, a ja stałam w miejscu otępiała. Kiedy był o krok od grotu, zaczęły mi się trząść ręce.
 - Chyba życie Ci nie miłe. – Mówię.
- Amando, przepraszam, to było tylko dla Twojego dobra. Bałem się o Ciebie.
 - Niby dlaczego miałeś się o mnie bać?! Po co byłeś u mnie tamtej nocy?! – Chris zrobił ostatni krok. Grot zaczął ocierać się o jego brzuch. Z malutkiej rany poleciał cienki paseczek krwi.
Wyciągnął do mnie ręce, a ja powoli zaczęłam opuszczać łuk. W końcu wypadł mi z rąk.
Chris wykorzystał ten moment, złapał mnie , przycisnął do siebie i pocałował. Był to długi pocałunek. Kiedy mnie puścił, przytulił mnie do siebie i powiedział : ,, Byłem u Ciebie tamtej nocy, żeby Ci powiedzieć, że Cię kocham, Am, kocham Cię.’’

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 5 Pierwszy trening

Wybaczcie mi, że tak długo mnie nie było, ale te egzaminy i poprawy ocen mnie przytłoczyły. Mam nadzieję, że rozdział spodoba. Nie wiek kiedy będę mogła dodać następny. Mam nadzieję, że za tydzień.
Czytasz= komentujesz
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^



 - Czy ktoś może mi wyjaśnić co to za kara? – Pyta Chris. Wszyscy siedzimy przy stole, ale nie mam ochoty nic jeść więc jedynie bawię się moją jajecznicą.
 - Amanda będzie musiała ćwiczyć całą noc bez przerwy. Oczywiście będzie osoba pilnująca. – Nadstawiam uszy. Ciekawe kto to będzie.
 - Niestety ja nie mogę jej pilnować, więc zrobisz to za mnie.- Powiedział Simon patrząc a Chrisa. – Chociaż tyle z tego pożytku. Może nawet pozwoli mi zrobić przerwę? Ale z drugiej strony, mam nadzieję, że nie będzie miał ochoty na pogaduszki. Jeszcze tego by brakowało, żebym palnęła coś o tym co do niego czuje.  Koniec z tymi rozmyślaniami.
- Kiedy mamy trening? – zapytałam.
 - Za 30 minut. Pamiętajcie, żeby zawrzeć sojusz z najlepszymi zawodnikami i macie pokazywać to co najlepiej potraficie… - zaczął mentor.
 - Tak, tak już to wiemy. I nie chodzić na nauki przetrwania, bo to jest ,,poniżające’’.- odparłam i poszłam w stronę windy, w połowie drogi odwróciłam się i spojrzałam na Chrisa.
 - Idziesz? - A on do mnie podszedł. Razem zjechaliśmy na piętro z ośrodkiem szkoleniowym. Byli tam: Astrea i Livon walczący mieczami, Chłopak i dziewczyna  z czwórki rzucający oszczepem, Dziewczyna ledwie utrzymywała oszczep w ręku.  Podeszliśmy do trybutów z Jedynki. Przerwali ćwiczenia.
 - Co myślcie, żeby zawrzeć sojusz z czwórką? – Zapytał nas Livon.
- Jestem za. Ale jedynie z tym chłopakiem. Dziewczyna ledwo co trzyma broń. – odpieram.
 - Nie jestem pewna. Wygląda jakby dość dobrze rzucała nożami.- mówi Astrea.
 - Okej. Mam pomysł. Co powiesz na mały zakład? – patrzę na trybutkę z uśmieszkiem. – Sprawdzimy ją, powiemy że chcemy żeby dołączyła do sojuszu, ale najpierw musi się wykazać rzucając nożami.  
 - A o co się założycie? – pyta Chris.
 - Ta która wygra przejmie wszystkie nocne wachty przegranej na arenie. – mówię. A Astrea patrzy na mnie bez przekonania.
 - No co ty? Chyba nie pękasz? – Pytam z wrednym uśmiechem na twarzy.
-  Że co? Ja pękam? Jasne że się zgadzam. – podchodzimy do trybutów, ale nikt się nie odzywa, więc ja to robię.
 - Hej. Jestem Amanda. To Chris, Astrea i Livon. Mamy dla was propozycję. Co powiecie na sojusz?
 - WY z nami? – pyta chłopak. A ja zauważam przebiegłe spojrzenie dziewczyny.
- Dokładnie, ale są dwa warunki. – przejmuje inicjatywę Astrea.
 - Jakie?
- Po pierwsze musicie się nam przedstawić, a po drugie sprawdzić się rzucając nożami.
- Och… okej. Niech będzie.- wiedziałam że się zgodzą. Kto by nie chciał zawrzeć sojuszu z zawodowcami?
 - Więc jesteśmy umówieni. – mówi Livon.
- No to jak? Przedstawicie się?
- Jasne. Przepraszam. To jest Cornelia, a ja jestem Jake.- Podczas naszej pogaduszki sala zaczęła się wypełniać. Byli już wszyscy trybuci. A w tej chwili pojawiła się jakaś kobieta.
- Wszyscy trybuci do mnie.- Każde z nas podeszło.- Witam wszystkich. Dwa pierwsze treningi są zorganizowane, a reszta polega na chodzeniu od stanowiska do stanowiska. Jako przełożona treningów nie radzę ignorować sztuki przetrwania, większość z was zginie śmiercią naturalną, więc radzę się przygotować na każdą okoliczność. Co tam jeszcze… Ach tak w czasie treningów obowiązuje jeden  posiłek. A teraz wszyscy do roboty! – Rozeszliśmy się. Pierwsza była wspinaczka. Ha! To chyba są jakieś żarty! Większość osób nie potrafiła się nawet podnieść, a co dopiero zacząć wspinać! Nasz sojusz poradził sobie nieźle. Jedyna osoba, która się nie wspięła to Cornelia. Cóż za zdziwienie! A nasza Astrea tak w nią wierzyła! A nie mówiłam, że tak będzie? Reszta pospadała przy trzecim ruchomym stopniu. Kolejna była walka na miecze. Każde walczyło z partnerem z dystryktu. Męczyłam się z Chrisem dość długo, ale nie udało mi się wygrać. Że też musiał mnie tak skompromitować! U naszych sojuszników też nie wyglądało to za kolorowo. Astrea przegrała z Livonem a Jake z Cornelią. W reszcie dystryktów nie można było ogłosić zwycięzcy, bo każde z nich skończyło ze skaleczeniami. Teraz nadszedł czas na przerwę.
 - Potrzebujemy jeszcze kogoś do sojuszu. – stwierdził nie pewnie Jake.
 - Ha! Chyba sobie żartujesz! I tak nam wystarczy że będziemy musieli utrzymywać przy życiu Cornelię! – Wykrzyknął Livon.
- Ale on może mieć rację.- powiedziałam po chwili. – To był dawny sposób zawodowców. Biorą dodatkową osobę do sojuszu, a kiedy ona zostaje zabita przez jakąś osobę z sojuszu, oznacza to złamanie przymierza.
 - W sumie…. Może to dobry pomysł. Kogo proponujecie? – Pyta Astrea.
- Jeszcze za wcześnie na ocenę. Poczekajmy do treningów samodzielnych. A przy okazji sprawdzimy Cornelkę. – mówię z drwiącym uśmieszkiem.
Po przerwie na obiad nastąpił czas na strzelanie z łuku. Astrea, Chris, Jake i ja poradziliśmy sobie świetnie. Gorzej z Livonem i Cornelią. Chociaż dziewczynie z czwórki udało się raz strzelić prosto w środek, ale to raczej przypadek, bo wystraszył ją krzyk trybuta, który dostał grotem w nogę. To chyba był chłopak z ósemki.
Wreszcie koniec treningu. Po nieprzespanej nocy jestem praktycznie nie do życia. Wsiadam do windy z Chrisem. Jedziemy na nasze piętro. Idę prosto do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. Musze odpocząć przed karą na wieczór.