sobota, 29 marca 2014

Rozdział 2 Pożegnania

No więc to kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Następny za tydzień. 
Czytasz=komentujesz
Proszę Was... Wasze komentarze są dla mnie naprawdę ważne. :) 
 ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

-Brawo córcia! Zwaliłaś ich wszystkich na kolana! –  mówi mój tata śmiejąc się. Po raz pierwszy widzę go tak zadowolonego.- Ta mina zabójcy! Świetna... Jeśli wygrasz będę z Ciebie dumny. Tylko pamiętaj, że porażka oznacza śmierć nie tylko na arenie, ale także dla mnie. Nie będę Cię wspominał z przykrością. Zapomnę, że kiedykolwiek istniałaś. Wygraj, a będziesz mogła robić co chcesz. Może nawet nie wybiorę Ci męża? Aha, masz pozdrowienia od mamy.- Przytula mnie i wychodzi.
To wszystko? Myślałam… miałam nadzieję, że… Właściwie nie wiem, ale wyobrażałam to sobie inaczej… Nawet nie poczekał na odpowiedź! Chciałam mu tyle opowiedzieć. Jak się czułam, jak się bałam kiedy Jackie przeczytała imię mojego przyjaciela..   
A on po prostu wyszedł?! ... Nieważne. Wrócę do domu i będzie dumny!
Ale... Zaraz, zaraz. Co to miało znaczyć?! JAK TO: MOŻE NIE WYBIORĘ CI MĘŻA?? A w ogóle miał go wybrać?!... W sumie co to za różnica? Szczęśliwa i tak już nie będę, bo Chris zginie.
 Moje myśli przerywa trzaśnięcie drzwi. To Max.
-Wyglądałaś świetnie!- powiedział na powitanie. W odpowiedzi uśmiecham się, ale… nie mogę… daje upust moim zmartwieniom, zaczynam szlochać. Przytulił mnie.
- Hej, pamiętaj! Żadnego płaczu. Jesteś zawodowcem…- Oddalił się na wyciągnięcie ramion. Poprawia mi włosy, ociera łzy .
-Kocham Cię.- mówi i mnie całuje. Ma ciepłe, miękkie usta. Odwzajemniam pocałunek.
-Ja Ciebie też. – odpowiadam.  Skłamałam, ale co mi szkodzi? I tak go już nie zobaczę Po za tym ojciec powiedział wyraźnie: MOŻE nie wybiorę Ci męża. Jeśli jednak miałby to zrobić to byłby nim mój przyjaciel. Na pewno. W końcu to najlepsza partia w całym dystrykcie.
 Przytulam go i całuje  w policzek. Wszedł Strażnik Pokoju. Zabrał go ode mnie. – szybko ocieram resztki cierpienia  i podtrzymuje się na duchu. Dobrze zrobiłam. Tak będzie najlepiej. Bez Chrisa, świat straci sens  i bez wyrzutów będę mogła wyjść za Maxa. Znów poczułam łzy napływające mi do oczu. 
,, Hej, pamiętaj! Żadnego płaczu. Jesteś zawodowcem’’- mówię do siebie, powtarzając słowa przyjaciela. To wystarczy. Jestem spokojna. 
Przecież mój plan nie uległ zmianie. Wygram te Igrzyska nie przejmując się uczuciami, a ojciec w końcu mnie pochwali!
 Nie spodziewam się nikogo,ale... Słyszę dźwięk klamki. Matka Chrisa. Niemożliwe. Co ona chce?
-Wiem wszystko. Kochasz mojego syna.- mówi.
-Skąd?- pytam zdziwiona.
-To widać- wzrusza ramionami. Zapada chwila ciszy.
-Chce żebyś obiecała mi, że mu tego nie powiesz. To by go rozproszyło…- powiedziała załamującym się głosem.
-Niech się pani o to nie martwi.- śmieje się.- Już dawno to postanowiłam… Obiecuję, ale mam prośbę, jeśli… Jeśli ja nie wrócę, ale on tak… niech mu Pani o tym powie.
-Powodzenia.-  ucięła i wyszła. 
Po paru sekundach przyszedł Strażnik , żeby zaprowadzić mnie do pociągu.
Na stacji czeka na mnie mentor.- Simon Ridegway, mój kuzyn.


sobota, 22 marca 2014

Rozdział 1 Dożynki


Pierwszy rozdział jest długi, ale następne będą krótsze ;) Mam nadzieję, że się spodoba i zostawicie po sobie komentarz.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Otworzyłam oczy i od razu pomyślałam : ,, Dziś mój wielki dzień! Dziś przyniosę chwałę drugiemu dystryktowi i rodzicom!’’ Czekałam na to od kiedy zaczęłam chodzić do Akademii. Marzyłam, że kiedy skończę 16 lat zgłoszę się na trybuta i wygram Igrzyska, dokładnie  jak mój ojciec. Te marzenia spełnią się dzisiaj.
Rodzice śpią, więc cichutko zbiegam na dół i szybko zjadam kawałek chleba, popijam go wodą. Idę do toalety, żeby się odświeżyć i ubrać. Zakładam czarne dresy i białą koszulkę. Patrzę w lustro i widzę swoje brązowe włosy w zupełnym nieładzie. Szybko je czesze i związuje w koka.Po raz kolejny ćwiczę minę zabójcy. Moje zielone oczy przyciągają uwagę,za to wzrost... Jestem średniego wzrostu. Zawsze chciałam być wysoka. 
Wychodzę z domu najciszej jak potrafię i szybko biegnę po swojego przyjaciela. Pukam do drzwi. Od razu otwiera mi wysoki, umięśniony chłopak- Max.
- Hej Am. Co tak wcześnie?- Pyta na powitanie.
-Wcześnie?- Patrzę na zegarek jest 6 rano! Z tej ekscytacji nie pomyślałam o spojrzeniu na godzinę.- Przepraszam, ale dzisiaj mój wielki dzień!
-No tak, dzisiaj dożynki.- powiedział z niesmakiem i wpuścił mnie do środka. Weszłam do malutkiego pokoju Maxa i usiadłam na łóżku.- Może byś się nie zgłaszała?
-Już Ci mówiłam! – Zdenerwowałam się.- Chcę się zgłosić, a ty zgłaszasz się za rok! No chyba że się rozmyśliłeś?- Dodałam z drwiącym uśmieszkiem.
-Ja? W życiu! Po prostu martwię się o Ciebie!
-  Znowu zaczynasz? W szkole zawsze byłam najsilniejsza i najsprytniejsza! Potrafię WSZYSTKO co jest mi potrzebne do przetrwania na arenie.
-Wiem, wiem. Pójdę się odświeżyć i ubrać. – Tylko potaknęłam i poszłam do kuchni, gdzie siedziała mama Maxa. Grzecznie się przywitałam i usiadłam. Rozmawiałyśmy o mojej kreacji na dożynki. Musi wszystkim zapaść w pamięć . W końcu przyszedł mój przyjaciel i poszliśmy do Akademii na zebranie.  
-Akademia, Dystrykt Drugi, rodzisz się by zabijać…- mówi Max z drwiącym uśmieszkiem.
-Tego uczymy się od dziecka… Straszne…- powiedziałam po cichu, tak żeby nie usłyszał. Mimo że jestem jedną z zawodowców mam serce i uczucia. Moje marzenia.. To nie takie proste. Marzyłam żeby zgłosić się na Igrzyska tylko dlatego żeby zadowolić ojca i dotrzymać wieloletniej tradycji. Kolejne pokolenia Ridegway'ów zgłaszają się na trybutów od kiedy tylko wprowadzili Igrzyska. Nie mam wyboru. Nagle dociera do mnie, że Max coś do mnie mówi.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Możesz powtórzyć? – pytam.
-Jesteśmy pierwsi. To co ćwiczymy?
- Miecze?  - potaknął. Więc poszliśmy na stanowisko i zaczęliśmy walczyć. Wcale nie żartowałam kiedy mówiłam, że potrafię wszystko co jest potrzebne na arenie.  Mimo że moja sylwetka tego nie pokazuje, umiem świetnie walczyć mieczem, rzucać nożami (zawsze mnie to uspokaja) i oszczepem, dobrze strzelam z łuku po za tym ojciec uczył mnie od dziecka przetrwania w lesie i wyglądu wszystkich jadalnych, leczniczych i trujących roślin. Kiedy miałam 14 lat zostawił mnie w środku lasu samą na tydzień, miałam jedynie łuk i kołczan z czterema strzałami. Musiałam polować, rozpoznawać wszystkie rośliny jadalne i znajdować bezpieczne miejsca do spania. Czwartego dnia tata znalazł mnie i zaczął rzucać we mnie nożami. Zranił mnie, ale też dal mi nóż dzięki któremu mogłam robić najprostsze pułapki.  Mimo to nie byłam na niego zła. Wiedziałam że chce mnie przygotować najlepiej jak potrafi do życia na arenie.  
Maxa pokonałam już po paru minutach, nie był najtrudniejszym przeciwnikiem, ale był świetny w walce wręcz. Wkrótce zaczęli przychodzić nasi znajomi, więc przestaliśmy trenować i poszliśmy z nimi pogadać. Wszyscy dobrze wiedzieli, że zgłaszam się w tym roku na trybuta, więc chłopacy życzyli mi powodzenia, a dziewczyny pytały o moją kreację.
- Wie ktoś która jest godzina?- usłyszałam pytanie w tłumie.
- A śpieszno Ci gdzieś?- Rozpoznałam głos naszego trenera.- Spokojnie nie zajmę Wam dużo czasu. Mam Wam tylko przypomnieć o paru zasadach. Po pierwsze, w tegorocznych Igrzyskach biorą udział Amanda Ridegway i Christopher Evans. – Moje myśli się rozszalały. Dlaczego Chris? Czy też nie wiedział że biorę udział? Ale to było jasne- jestem Ridegway i niedawno skończyłam 16 lat! W Chrisie zakochałam się już w pierwszy dzień Akademii. Spojrzał na mnie, to wystarczyło, ale on traktuje mnie jak przyjaciółkę. Po za tym będzie trudnym przeciwnikiem, jest równie dobry w walce jak ja.  Tyle myśli tylko w parę sekund. Pomyślę o tym później, skarciłam się. Skup się na trenerze.- Po drugie, macie wyglądać godnie, nawet kiedy się nie zgłaszacie! Macie przynieść chwałę naszemu dystryktowi. Zrozumiano?!
- Tak jest! - Odkrzyknęliśmy wszyscy zgodnym chórem.    
-Dobrze. A teraz do domów szykować się na dożynki!!- Pobiegłam do domu, nawet nie czekając na Maxa.  Wbiegłam do pokoju.
-Uspokój się, spokojnie, nie daj nic po sobie poznać. To nic, on i tak Cię nie kocha. Daj spokój, nie oszukuj się!- mówię do siebie na głos. Uspokajam się po chwili i godnie schodzę na dół, gdzie czeka na mnie mama.
Witaj córeczko – powiedziała na przywitanie
-Hej mamo. Skończyłaś moja sukienkę?
-Oczywiście. Czeka w łazience.- Wbiegłam we wskazane miejsce i zobaczyłam ją. Jaka piękna.
-Muszę ją przymierzyć!
-Dobrze, ale najpierw się odśwież.- Wzięłam szybki prysznic, po czym wskoczyłam w moją sukienkę. Ma kolor ciemnego złota (mój ulubiony!) i  sięga mi przed kolana.  Wychodzę z łazienki.
-Jest przepiękna! Dziękuje.- Powiedziałam i pocałowałam mamę w policzek.
-Zawsze do usług. Chodź teraz Cię umalujemy.- Zabrała mnie do łazienki i zaczęła prace. Kiedy skończyła przejrzałam się w lustrze. Miałam delikatny makijaż i wyprostowane włosy.
-Poczekaj tu chwilkę. Zaraz wrócę.- Potaknęłam, nadal przeglądałam się w lustrze, ćwicząc minę zawodowca.  Mama wróciła po paru minutach.
- To dla Ciebie. Wiem od ojca, że możecie mieć przy sobie jedną rzecz ze swojego dystryktu. Chcę żebyś to nosiła.- Podała mi piękną, ale delikatną złotą bransoletkę.
-Jesteś wspaniała. Dziękuje. –przytuliłam ją mocno, bo wiem że nie zobaczę jej przez parę tygodni, albo już nigdy. Tata zabronił przychodzić mamie do Pałacu Sprawiedliwości na pożegnanie, bał się że się rozpłaczę.
-Czas iść- powiedziała trzęsącym się głosem.
-Nie martw się wrócę. – Powiedziałam na pożegnanie.   Szłam godnie z miną zawodowca. Przy nakłuciu palca nawet nie drgnęłam. Stanęłam w szeregu z innymi dziewczynami w moim wieku. Zaczęło się. Teraz nie ma odwrotu.
-Witajcie, witajcie!- powiedziała Jacqueline . ,,Właścicielka’’ naszego dystryktu. Wyglądała strasznie. Zresztą jak zwykle. Miała mocny makijaż i wściekle zieloną sukienkę w kształcie bombki.
Odszukałam wzrokiem Chrisa i zobaczyłam, że on też na mnie patrzy. Uśmiechnęłam się do niego jakby nigdy nic się nie stało, a tymczasem byłam na niego wściekle zła za to, że się zgłosi. Odwzajemnił uśmiech. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na Maxa, nie patrzył był zbyt zamyślony. Kiedy na go widzę… Nie wiem co to za uczucie. Na pewno inne niż do Chrisa.  Maxa traktuje jak brata, ale on czuje coś więcej do mnie. Powiedział mi to. Zachciało mi się śmiać. Ja kocham Chrisa, a on traktuje mnie jak przyjaciółkę, z kolei Max kocha mnie, a ja go traktuje jak brata. Nagle otrząsnęłam się z myśli  i zobaczyłam, że Jackie jest już przy jednej z kul losuje kartkę z nazwiskiem.
- Zaszczyt reprezentowania Drugiego Dystryktu w 43 edycji Głodowych Igrzysk otrzymuje…
-Zgłaszam się na trybuta!!!- Krzyczę nie pozwalając jej skończyć. Wychodzę z szeregu z groźną miną zawodowcy. Wchodzę na podest, serce wali mi jak oszalałe, ale nie daje tego po sobie poznać. Muszę być twarda!
-Jak się nazywasz?- pyta Jacqueline chociaż zna odpowiedź
-Amanda Ridegway.- przedstawiam się.
-Brawa dla naszej ochotniczki.-wszyscy zaczęli klaskać, w tym czasie kobieta podeszła do drugiej kuli i wyciąga karteczkę.
-Drugim trybutem w 43 edycji Głodowych Igrzysk zostaje Maksymilian…- serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
-Zgłaszam się na trybuta!- krzyczy Chris. Wchodzi na podest,  podaje swoje imię i nazwisko.
-Oto trybuci reprezentujący Dystrykt Drugi w tegorocznych Głodowych Igrzyskach! Amanda Ridegway i Christopher Evans! Podajcie sobie dłonie.- Zrobiliśmy jak nam kazano i weszliśmy do Pałacu Sprawiedliwości. Teraz czeka mnie najgorsze… pożegnanie.

Witajcie!

Cześć! ;)
Na sam początek chce Was uprzedzić że to mój pierwszy blog i wiem, że nie będzie doskonały, dlatego proszę o komentarze z uwagami ;)